11 aktualna temperatura 7 °C
ciśnienie 1018 hPa pm2.5 7 μg/m3
Wspaniałe powietrze! wilgotność 45% pm10 8 μg/m3

Mała czarna, ale lura

Kultowa kawiarnia przeniosła się na druga stronę Wisły. Czy kawa w Małej Czarnej na Saskiej Kępie smakuje wciąż tak samo?

Alicja Wysocka
(Poniedziałek 09 Styczeń 2006)

W Małej Czarnej na Saskiej Kępie jest smutno i pusto. Melancholijnie. I trochę bez wyrazu, nawet jeszcze bardziej niż w seryjnych Daily Cafe. A to już jest ciężki do wybaczenia grzech, zwłaszcza w przypadku takiej legendy, do której kiedyś się przez pół miasta gnało na kawę i plotki.

Słynna Mała Czarna była jedną z pierwszych - o ile nie pierwszą - kawiarnią w Warszawie w typie amerykańskiego Starbucksa. Teraz, gdy na każdym roku możemy kupić dobrą kawę na wynos, a wnętrza Mercer'sa są bliźniaczo podobne do wystroju Daily Cafe, Mała Czarna nie jest już niczym szczególnym. Pamiętam jednak moją ekscytację, gdy jeszcze w liceum biegałam na Hożą, bo tam wtedy mieściła się Mała Czarna i polowałam na miejsce na zielonej pluszowej kanapie w rogu, która była wówczas najlepszym punktem obserwacyjnym w knajpce. Kawa była tam pyszna, podobnie smoothies, z do dziś pamiętnymi jagodowym Very Berry i bananową Javą. Ale to, co w Małej liczyło się wtedy naprawdę, to klimat - smooth jazz w tle, wystawy zdjęć na ścianach, barman grający w szachy z przychodzącymi tam Anglikami uczącymi w pobliskich szkołach językowych. W Małej zawsze było pełno. Rano wpadali tam przed pracą biznesmeni, w ciągu dnia licealiści, którzy zwiali z zajęć, potem grupy znajomych lub pary na randki.

Dziś, w miejscu dawnej Małej mieści się nijaka kawiarnia o pretensjonalnej nazwie Mc2, a sama Mała, po krótkim rezydowaniu przy ulicy Szpitalnej, przeniosła się na rondo Waszyngtona. I, niestety, nie był to najlepszy wybór. Niby menu pozostało takie samo, być może wzbogacono je o kilka pozycji. Poza kilkoma wersjami espresso (6 lub 8zł, zależnie od wielkości), jak np. espresso ristretto (z mniejszą ilością wody), romano (z cytryną, 7 lub 9zł) czy espresso con panna (z bitą śmietaną, 7 lub 9zł) oraz klasycznymi latte i cappuccino (8, 10 lub 12zł), możemy tam spróbować całkiem niebanalnych kawowych napojów. Szczególnie wartą polecenia wydaje mi się kawa Elektra (9 lub 13zł), podawana z dodatkiem miodu, cynamonu i spienionego mleka. Niezła jest też Cafe Mocha z syropem czekoladowym. Wszystkie te kawy dostaniemy w wydaniu mrożonym. Nie rozczarowują też smoothies (wszystkie za 8 lub 12zł). Verry Berry (jagody, jagurt, sok jabłkowy) czy Rapsberry Dream (maliny, banan, porzeczka) rzeczywiście smakują jakby były świeżo wyciśnięte z dopiero co zerwanych owoców. Dla zmarzniętych dobrą propozycją może być z kolei czekolada na gorąco lut latte caldo, czyli gorące mleko z dodatkiem syropu. Zawiedzeni będą zaś ci, którzy wpadną na pomysł zjedzenia w Małej popołudniowego brunchu. Jedyne co w tej materii kawiarnia ma im do zaoferowania, to, skądinąd niezłe, ciasto kajmakowe. Moim pytaniem o kanapki lub ciastka innego typu - obecne w dawnej Małej - pani kelnerka wydawała się wielce zdziwiona.

Poza brakiem przekąsek nie ma się jednak do czego w nowej Małej przyczepić. Znalazło się w niej miejsce dla wysłużonej zielonej kanapy. Inne meble, choć dobrane chaotycznie i często w typie plastic-fantastic, też wydają się oryginalne. Ściany są przyjemnie żółte, widok na rondo Waszyngtona pierwszorzędny, obsługa miła. Tylko atmosfery brak. Jakoś w tej Małej na Saskiej Kępie jest smutno i pusto. Melancholijnie. I trochę bez wyrazu, nawet jeszcze bardziej niż w seryjnych Daily Cafe. A to już jest ciężki do wybaczenia grzech, zwłaszcza w przypadku takiej legendy, do której kiedyś się przez pół miasta gnało na kawę i plotki.

"MAŁA CZARNA" NIEDAWNO Z SASKIEJ KĘPY ZNIKNĘŁA. TEKST MA CHARAKTER ARCHIWALNY.