11 aktualna temperatura 7 °C
ciśnienie 1018 hPa pm2.5 7 μg/m3
Wspaniałe powietrze! wilgotność 45% pm10 8 μg/m3

"Chińczyk" z polotem

Anna Włodarczyk
(Wtorek 21 Marzec 2006)

Określenie jadłodajni mianem "Chińczyk" ma dziś zdecydowanie pejoratywne znaczenie.

Cielęcina w pięciu smakach,czy też kurczak na ostro - to ta sama mrożona mieszanka warzywna z wkładką mięsną nieznanego pochodzenia, doprawiona przyprawą "do potraw chińskich" . Ale jest na Saskiej "Chińczyk", w którym karmią„na poziomie”.


Nie ma nic gorszego jak zjedzenie na mieście czegoś niesmacznego. Nieważne, że tanio i dużo - wolę zapłacić parę złotówek więcej i poczuć, że ktoś przyrządził danie specjalnie dla mnie, a nie odgrzał je na trzydniowym tłuszczu. Do lokalu o podejrzanie znajomo brzmiącej nazwie "LiTi" (nazwy "chińczyków" zwykle kuszą dwoma sylabami) weszłam z lekką obawą. Ale tak na prawdę już z zewnątrz widać, że jest to raczej miejsce bardziej restauracyjne niż barowe. Azjatycka drewniana altanka, widoczne przez szklane drzwi ciepłe wnętrze i informacja na wiszącym przed wejściem menu: "Nowość! Żaba po Tajlandzku"- postanowiłam zaryzykować.

Miejsce jest bardzo kameralne. Na górze dosłownie dwa stoliczki i bar. Razem z moim towarzyszem zajęliśmy miejsce w niewielkiej sali na dolnym piętrze, gdzie zastaliśmy czytającego „Metropol” skośnookiego kucharza. Pan leniwie powstał z miejsca i zaszył się w znajdującej się nieopodal kuchni, z której wydobywał się towarzyszący gotowaniu, intensywny zapach. Jednak pozytywne wrażenie, jakie zrobił na nas wystrój salki sprawił, żeszybko o nim zapomnieliśmy. Ratanowe stoliki i krzesła, orientalne elementy dekoracyjne i... zajmujące całą ścianę lustro, stwarzające iluzję przestronności wnętrza.

Bardziej wnikliwe zapoznanie się z menu wywołało w nas konsternację: cielęcina w sezamie kosztuje co prawda 15 pln, wspomniana żaba po tajlandzku - 25, makaron sojowy a lá LiTi – 16,ale niepokojąco tanie były dania wegetariańskie z serem tofu - jedynie 9 pln. Do każdego dania znanym zwyczajem orientalnych barów i mniej ekskluzywnych restauracji - ryż i surówka gratis. Zamówiłam tofu z warzywami. Pani kelnerka była uprzejma, acz chłodna. Zyskała jednak od razu moja sympatię, gdyż bez problemu przystała na moją prośbę o podanie zamiast ryżu makaronu sojowego (dopłata - 1pln). Mój towarzysz miał apetyt na deser - zamówiliśmy więc standardowe banany w cieście za 3 pln. Do tego zielona herbata i Nesti.

Napoje podano w ciągu 3 minut, a i na dania nie czekaliśmy długo - co naturalnie wzbudziło we mnie podejrzenia. Jednak estetyczny i smakowity wygląd obydwu potraw, jak i kuleczka zielonej herbaty Made in Beijing podana wraz z filiżanką wypełnioną wodą o stosownej do sporządzenia naparu temperaturze - pozytywnie nas nastawiły. Jedzenie było smaczne. Co prawda bazą mojego dania była niewątpliwie mrożonka, ale natknęłam się również na widocznie ręcznie krojone słupki marchewki, co świadczy o próbach tradycyjnego przygotowania potrawy. Kawałki przysmażonego tofu były sporymi, cieniutko pokrojonymi prostokątami. Całość prezentowała się przyjemnie, acz nie nadzwyczajnie. Makaron sojowy był troszkę posklejany, ale po dodaniu stojących nieopodal sosów (sojowy i chilli, Made in Thailand) smakowało lepiej. Ostatecznie jestem zdania, że za te 10 pln ( przypominam - o złotówkowej dopłacie) było to bardzo smaczne, schludnie podane danie. Co do banana w cieście - mój towarzysz po pierwszym kęsie wydał okrzyk świadczącyo miłym doznaniu smakowym. Pochwalił, polecił, stwierdził: "Ciasto mięciutkie, ale i lekko chrupiące". Kolorpanierki dwóch kawałków banana był złoty - co pozwoliło nam domniemywać, że deser został przyrządzony w świeżej porcji tłuszczu. Kulka zielonej herbaty napęczniała i osadziła się na dnie filiżanki w postaci gęstych liści tworząc aromatyczny napar.

Na koniec wstąpiłam do malutkiej łazienki w celu przypudrowania nosa. Mimo ciasnoty miejsce to może być wzorem dla łazienek w podobnych lokalach - czyściutko, pachnąco i- co ważne - zamiast suszarki - zapas miękkich papierowych ręczników.

Przy barze uregulowaliśmy rachunek – 19 pln i pełne zadowolenie naszych żołądków. Wychodząc minęliśmy w drzwiach kolejnych gości, bo mimo małej powierzchni i nie do końca ekskluzynego charakteru - lokal LiTi jest zdecydowanie wart polecenia, o czym mieszkańcy Saskiej Kępy zdają się wiedzieć. Kto wie, może podczas następnej wizyty postanowimy skosztować żaby...

Kuchnia Azjatycka „LiTi”, Francuska 3a